Wyjechałam!
Piątek, 3 sierpnia 2012 | dodano:13.04.2013
Ze Szczecina pociąg ruszył od razu z 10-minutowym opóźnieniem i to opóźnienie męczyło nas (a zwłaszcza Małżona) przez caluśką drogę, ponieważ dokładnie tyle czasu mieliśmy we Wrocławiu na przesiadkę. Oczywiście było też połączenie alternatywne, ale mocno skomplikowane. Całą drogę pociąg nie wykazywał najmniejszych nawet ciągotek do zmniejszenia opóźnienia, wręcz przeciwnie. Aż wreszcie jakims cudem dosłownie w ostatnim momencie pociąg nadrobił wszystko i wyrobiliśmy się na "czerwonego żółtka" do Jaworzyny, gdzie mieliśmy drugą przesiadkę.
Na peronach w Jaworzynie od razu widać, że gołębie ukochały sobie tę stację. :) Ja z punktu wypatrzyłam kota i od razu obfotografowałam, rzecz jasna. Wystarczyło jedno ciche "kici kici", a kotka przyszła do mnie, jakby znała mnie od dawna i miziankom nie było końca.
Nadjechał szynobus Kolei Dolnośląskich , które chwalić będę nawet przed zachodem słońca (bo jeszcze zamierzam nimi pojeździć w ciągu kilku najbliższych dni)- nie dość, że pojazd nowoczesny, cichy i czysty, to jeszcze obsługa młoda, pomocna, uśmiechnięta! i miła, a ponadto wykazująca się wiedzą daleko przekraczającą możliwości niejednej pani kasjerki, którą można podejrzewać o co najmniej ćwierć wieku stażu oraz niejednego pana konduktora z konkurencyjnej, państwowej kolei.
Podróżuję kolejami z rowerem od lat, ale dziś pierwszy raz (nie licząc kolei czeskich) zdarzyło się, że konduktor z własnej inicjatywy pomógł mi wytaszczyć z pociągu rower z nielekką sakwą- co tam pomógł, on sam to zrobił! I to przecież oczywiste, że wcale nie dlatego, żem piękna i młoda! :)
Wysiadka była w Dzierżoniowie, gdzie mieliśmy się spotkać,a właściwie poznać z internetową znajomą.
Niestety, ze spotkania nic nie wyszło, bo znajoma musiała zostać dłużej w pracy, a my mieliśmy czas ograniczony- przed nami droga do Sokolca przez Pieszyce, Kamionki i Polanę Jugowską, czyli 18 km non stop pod górę! Spędziliśmy więc w Dzierżoniowie tyle czasu, ile mogliśmy- pojechaliśmy na oślep w poszukiwaniu synagogi i wpadliśmy wprost na nią...
Powzdychaliśmy tradycyjnie do przepięknych, ponadstuletnich willi i kamienic i w końcu ruszyliśmy w tę drogę- różnica wzniesień to coś ok. 540 m.
Początkowy odcinek- od Dzierżoniowa do Pieszyc to świetna ścieżka rowerowa, na której ledwo się wyczuwa wzniesienie.
Widzicie te góry na horyzoncie? Sokolec leży za nimi... :)
Od Pieszyc przez Kamionki już było coraz trudniej. Pokrzepiały nas jedynie wspaniałe widoki z coraz to wyższych poziomów asfaltowej serpentyny- patrząc w dół, nie mogłam uwierzyć, że dopiero co stamtąd przyjechałam na własnonożnym napędzie!
Gdy dotarliśmy upoceni do Polany Jugowskiej, która na szczęście była najwyższym punktem trasy, zapadł już zmierzch. Do Sokolca jechaliśmy więc oświetleni jak choinki i sporo wolniej, niż pozwalał na to spadek terenu- droga była bardzo dziurawa. W pewnym momencie zobaczyłam w dolinie rozbłyskujące światełkami Ludwikowice i pomyślałam, że chyba jestem w niebie- tak piękny to był widok!
W pięknym domu naszych gościnnych gospodarzy tym razem otrzymaliśmy pokoik wrzosowy- mniejszy od żółtego, który zajmowaliśmy poprzednio, ale równie uroczy. Nie ma tutaj niczego, co by nam się nie podobało. W oczy od razu rzuciła mi się ususzona niebieska hortensja w wazoniku na szafie. Skwapliwie odebrałam to jako dobry omen na urlop. :)
Dane wycieczki:
Km: | 26.96 | Km teren: | 26.96 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | 3 w1 |
Komentarze
Komentuj