Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ivoncja.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Długi wpis z mnóstwem zdjęć. :)

Sobota, 4 sierpnia 2012 | dodano:20.03.2013
Choć budzik był ustawiony na 8.00, coś około 6.40 obudziło mnie nawoływanie rudzika zza okna. Musiałam wstać i popatrzeć na niego. :) Słońce wstawało zza gór, niebo było już błękitne, nie mogłam dłużej spać...

Wyruszyliśmy o 9.00 do Ludwikowic, skąd szynobus zawiózł nas do Ścinawki Średniej.



Stamtąd rowerami pojechaliśmy do Wambierzyc, żeby zobaczyć słynne sanktuarium (my co prawda od kościoła jako instytucji trzymamy się z daleka, ale skoro już byliśmy w okolicy, to warto rzucić okiem jako na perłę architektury:)).







Takich bram jak ta jest w Wambierzycach więcej:





Dzieło sztuki na podwórku :)



Dwa kilometry dalej odwiedziliśmy skansen gospodarstwa domowego i zerknęliśmy przez płot na mini-zoo.



To się nazywa: frontem do petenta- tu na pewno można wszystko załatwić w jednym budynku! :)



Z powrotem przez Ratno...







...dotarliśmy do Radkowa i tam zadziwiła nas zamknięta na głucho Informacja Turystyczna. Co prawda nie pierwsza to miejscowość, w której taki punkt jest czynny od poniedziałku do piątku w godzinach 8-16 (bo po co komu IT w wakacyjny weekend?). Po drugie- Mężu nie podobał się rynek z ratuszem- mi ratusz bardzo się podobał, sam rynek nieco mniej.



Po trzecie nigdzie nie było kantoru, a po czwarte w sklepiku nie mogłam kupić ani jednego z kilkunastu ślicznych porcelanowych ptaszków wiszących na gałązce w wystawowym oknie. ;) Pan właściciel sklepiku wyjaśnił, że ptaszki są prywatne- należą do jego żony. Rozumiem, ptaszki żony- rzecz święta, nie nalegałam zatem :)

Brak kantoru zaskoczył nas nieco, ponieważ wybieraliśmy się właśnie na czeską stronę, żeby zahaczyć o Broumovske Steny i zjeść obiad w Broumovie. Tak więc skierowaliśmy się na Bożanov, a następnie- Martinkovice, prosto pod skalną ścianę, na "cyklościeżkę".


Była piękna i pachniała lasem (no bo czym miała pachnieć?:)), miała tylko jeden drobny mankament- mianowicie prowadziła właśnie przez las u podnóża skał, więc po prostu niewiele było z niej widać- ani skał (oprócz wielkich, omszałych głazów pomiędzy drzewami), ani krajobrazu pozostawionej za plecami doliny. :)



Okazało się jednak, że punkty widokowe owszem są, a jakże, w końcu trasa jest "vyhlidkova"!



Chwilę później Mężu pękł łańcuch i w końcu doczekał się swej intronizacji jego następca, zakupiony w czerwcu w Wałbrzychu i wożony cały czas z nadzieją, że nowy w bagażu działa jak gwarancja niezawodności starego. :)


Do Broumova wjechaliśmy od strony cmentarnego kościółka, o którym już pisałam- postanowiłam tym razem dokładniej sfotografować pień katowski. ;)



Mimo braku koron a także braku możliwości płacenia kartą, zjedliśmy na ryneczku fantastyczny obiad, za który zapłaciliśmy po prostu złotówkami (ok. 15% drożej to kosztowało -dusza księgowej, wybaczcie- ale trudno się mówi, jak człowiek głodny, a Mąż stawia;))



Oj, ciężko jedzie się pod górę polną, trawiastą drogą po porcji knedlików z pysznym gulaszem i dwóch cudownie zimnych kofolach! :))

To nie była zwykła droga- tak musi wyglądać niebo, jeśli istnieje (mimo, że pod górę!:))... krajobraz wręcz tchnął spokojem, aż w gardle ściskało od tego wielkiego, bezpretensjonalnego piękna bez grama kiczu. Niby nic takiego: po prostu cisza dookoła, piękna pogoda, na horyzoncie góry, obok pola pełne łanów i co kilkadziesiąt metrów przydrożne kapliczki.







Mogłabym usiąść tam i siedzieć bez końca. Po co mi cały świat- wystarczy za miedzę ruszyć. :)



I tak sobie na zmianę jechaliśmy i podchodziliśmy, podjadając to maliny, to borówki,to znów jeżyny- aż do szczytu Granicznika.





Zjeżdżając z niego znów trafiliśmy w nieprzeciętnie piękne miejsce: na trawiasto-kamienistą drogę pośród łąki, gdzie wręcz ogłuszająco cykały świerszcze! Chcecie zobaczyć? :)



Potem szybciutko asfaltem z góry minęliśmy Świerki z kolejowym tunelem (najdłuższym w Polsce?)...



...i równie szybko dotarliśmy do Ludwikowic. Stamtąd zostały już tylko 4 km do Sokolca. Pod górę. :) To był bardzo intensywnie spędzony dzień- wróciliśmy padnięci.


Jedno tylko muszę powiedzieć- mój ukochany rowerek, moje oczko w głowie, spisuje się rewelacyjnie i kilka razy dziennie zastanawiam się, jak mogłam przejeździć tyle lat bez amortyzacji... :)
Dane wycieczki:
Km:67.14Km teren:67.14 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:3 w1

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa enera
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl