Wspomienie lata.
Poniedziałek, 6 sierpnia 2012 | dodano:17.03.2013
Padam na twarz, dlatego dziś lakonicznie - co zapamiętam z dzisiejszego dnia:
-ożywczy chłód bijący od wejścia do podziemnego miasta Osówka
- wydarzenie dnia: mordercze wejście na Ruprechticki Szpiczak- "wyciskanie sztangi"- to było istne szaleństwo pchać się tam z rowerem
Początkowo podejście wyglądało niepozornie...
...potem było coraz lepiej.:D
Gdybym wcześniej wiedziała, jak strome jest to podejście, nie zdecydowałabym się na pewno. Ale daliśmy radę i nie żałujemy. :)
Bajeczne krajobrazy z tego szczytu:
Tą dróżką przyjechaliśmy:
- 6 kilometrów bez pedałowania do wsi Ruprechtice (widoczne w dole)- początkowo droga na zboczu była tak kamienista i stroma, że wolałam schodzić niż zjeżdżać.
Kościół z 1721 r.w Ruprechticach:
Masyw Ruprechtickiego Szpiczaka z nim samym pośrodku zdjęcia:
Na środku leśnej drogi leżał mały dzięcioł czerwony. Nie wiedziałam- żywy czy nie, ale nie mogłam go tak zostawić, bo to szlak MTB- jakiś pędzący z górki "emtebes" mógłby go rozjechać... Trochę bałam się go dotknąć, ale gdy moje dłonie objęły ciepłe ptasie ciałko, otworzył oczy i sam odleciał do lasu, zostawiając mi na pamiątkę swoje kropkowane piórko...
Na drodze do Sonova gonił nas mały, słodki kociak- wyglądało to wzruszająco, ale wytłumaczyłam sobie w końcu, że może gdzieś się wypuścił na dłuższy spacer i teraz po prostu wraca do domu, a z nami mu raźniej, bo kombajn obok na polu taaaaki duży, głośny i straszny...
Opuszczony kościół wśród pól- od pana Romana dowiedzieliśmy się, że kościołem opiekuje się jego znajomy, mieszkaniec Sonova (nota bene przyjaciel Vaclava Havla), a msze odbywają się tylko czasami, odprawiane przez "objazdowego" księdza.
Zapamiętam z tego dnia jeszcze:
- leśną dróżkę, która była tylko na mapie- w rzeczywistości może kiedyś i była, teraz wygląda na nieużywaną, jest zarośnięta, ale innej drogi nie mieliśmy- przedzieraliśmy się więc. :) Ileż tam borówek było...
- krowie dzwonki za lasem
- "włamanie" na pole w bardzo niegościnnej wsi Dworki- chcieli nas (bohaterów) prądem, psami i siekierą potraktować ;) Jakiś zaradny góral odgrodził sobie pole razem z kawałkiem drogi, że niby prywatna, i coby mu krowy (te z dzwonkami) nie poszły w las, prąd podłączył- ale jakoś trzeba było przejść! Wykonaliśmy ślizg pod drutami, a potem szybka jazda pod badawczym spojrzeniem byka! :)
-nieziemskie zmęczenie i upał, upał, upał...
Pogoda postanowiła się zrehabilitować za czerwiec i tym razem mieliśmy aż za dobrą, wbrew wcześniejszym prognozom oczywiście. :)Dopiero późnym wieczorem tego dnia rozpętała się niezła burza, ale rano znów było słonecznie i spokojnie. I tak to ja lubię. :)
To był ostatni dzień naszego pobytu na Dolnym Śląsku. Wrócimy tam jeszcze, zapewne nie raz.
Dane wycieczki:
Km: | 59.70 | Km teren: | 59.70 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | 3 w1 |
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj